OSTROŁĘKA POGWAR SZUMU KARŁOWATYCH SOSEN I KLASTER BUDOWLI O NIEZIDENTYFIKOWANEJ METRYCE
Ostrołęka to zapach gofrów. Niektórzy próbowali wmówić mi, że w Ostrołęce śmierdzi celulozą, a ja nic takiego nie czułem. Za to zawsze będzie kojarzyła mi się ze słodkawymi zapachami ciast. Jeśli tak pachnie celuloza to stwierdzam, że pachnie ładnie.
Ostrołęka to też rury, dziesiątki kilometrów srebrnych tasiemców które zazwyczaj biegną wyprostowane, jednak przy napotykaniu ważniejszych od nich przeszkód unoszą się tworząc kwadratowe rurowe bramy. Gdy mija się je samochodem tworzą jakby wnętrzności wielkiej machiny, gdzie niczym krew w żyłach płyną nimi chemikalia. Czasami widać miejsca w których były sztukowane i wówczas ujawnia się to w postaci jaśniejszych i bardziej błyszczących łatek.
Trzecią rzeczą nieodzownie kojarzącą mi się z Ostrołęką są pięknie zadbane i chyba ujęte w parki narodowe ronda. Dlatego w parki ponieważ znajdujące się na nich rośliny są niesamowicie bujne jakby nikt w nie nie ingerował. Ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Wydają się takimi wielkimi ulicznymi brodawkami z wystrzeliwującymi w górę gałęziowymi kończynami krzaków oraz bujnymi czuprynami szuwarowych traw. To zdecydowanie miasto z najbardziej gęstymi roślinnie i wysokimi rondami w Polsce.
Jeśli o przyrodzie już podnoszę wątek to nie mogę nie wspomnieć o fakcie, że Ostrołęka mimo, że na Kurpiach to przywodzi na myśl morze. Kojarzy mi się z Ustką i jej sosnowymi lasami na wydmach. W Ostrołęce pełno jest skrawków zagajników z karłowatymi poskręcanymi w drzewiastym artretyzmie okazami. Skrzypią rdzawo-brązowymi pniami, rzucają w przechodniów pociskami z szyszek i kopią korzeniami w białawym piasku do złudzenia przypominającym wydmy.
Dla pewnie większości ludzi miasto może być znane z paryskiego łuku triumfalnego na którym wymieniona jest z nazwy Ostrołęka (jako Ostolenka). Na studiach miałem koleżankę która wręcz chełpiła się tym faktem. To z jej opowieści też wynikało, że gród posiada stację kolejową hen hen na krawędzi miejskiej mapy. Faktycznie stacja ulokowana jest wiele kilometrów od centrum miasta jednak nie tak jak opisywała moja znajoma. Zawsze wyobrażałem sobie to jakby między centrum, a dworcem była jakaś pusta wolna przestrzeń, tymczasem nie ma nic z tych rzeczy. Ulica Ostrowska ciągnie się cały czas zabudowaniami, tyle że w niektórych miejscach brakuje chodnika i trzeba podążać udeptanymi ścieżkami pobocza.
Stacja poprzedzona jest parczkiem, na którym wzorem wielu innych miast Ostrołęka postawiła sobie eksponatową broszkę. Parowóz Px48. Miał upamiętniać 120 rocznicę dotarcia do miasta kolei. Maszyna przywieziona została w 2013 roku na skwerek na lawecie. Ułożono pod nią kawałek torowiska z podkładami.
Ostrołęka słynęła kiedyś z najpiękniej malowanych w Polsce autobusów. Egzotyczne barwy blaszanych krążowników dodawały im wrażenia szybkości i mocy. Blaszane skorupy barwione były na złoto-czerwone pasy w dodatku z metalicznym połyskiem.
Z trzech trojaczków (Ciechanów, Ostrołęka, Łomża) to właśnie Ostrołękę zawsze lubiłem najbardziej. Nieustannie wydawała mi się najładniejsza, najciekawsza i najbardziej przyjazna. Trochę z niej też kaczka dziwaczka bowiem jej mieszkańcy np. nie są przyzwyczajeni do tego, że ktoś może chcieć kupić wszystkie gałki lodów w jednym smaku.
Rynek w mieście (plac Bema) stanowi zakrzaczony i pełen żywopłotów skwerek z pomnikiem na sterydach (Józefa Bema). Bryła składa się z wysokiego postumentu i przypakowanego barczystego popiersia sławnego generała. Plac jest bardzo przytulny i niewielki. Jego taflę stanowi wzór z ułożonych rzędami chodnikowych kafelków które otoczone są gęsto zbitą brukową kostką. Spogląda na niego ustawiony w rzędzie domów zgrabny i mały ratusz na planie kwadratu z 1824 roku. Jego wieża ma wysokość całego budynkowego tułowia. Na fasadzie widnieją trzy daty 1373, 1918 i 1999. Od strony ulicy Głowackiego wyróżnia się podcieniami.
W parku miejskim wzniesiony jest pomnik Kurpianek, prawdopodobnie matki z córką. Stoją jakby pozując do zdjęcia na tle otoczonego betonowymi płytami małego baseniku z tryskającą wodą. W mieście jest też pomnik Ofiar Terroru Komunistycznego złożony z wysokiego postumentu i nałożonych na siebie głazów. Przypomina czubek skały z której spogląda na okolicę orzeł. Na pomniku ptak ma lekko rozczapierzone skrzydła. Obok w 2009 roku posadzonych zostało 8 „dębów katyńskich” (upamiętniających pomordowanych na wschodzie związanych z miastem wojskowych).
Na skwerku kardynała Wyszyńskiego w 2015 roku odsłonięto obelisk upamiętniający zjazd w tym miejscu (1981) Solidarności Wiejskiej. Co nietypowe, widnieją na nim dwa takie same lecz inne kolorystycznie loga Solidarności: czerwony i zielony. Przy ulicy Kopernika zaś stoi fontanna z posągami dwóch kobiet, jednej kucającej, a drugiej polewającej wodą z miski. Obie mają dłuuuuuugie grube warkocze. Symbolizują dwie rzeki Narew i Omulew.
W Ostrołęce przez pewien czas mieszkał Krzysztod Klenczon, wokalista zespołu Czerwone gitary. Nazwa miasta pochodzi od zalewanych wodą ostrych łąk. Wspomniana jest w teledysku do piosenki Kayah „Prawy do lewego”.
Moim zdaniem najpiękniejszym kościołem Ostrołęki nie jest któraś z zabytkowych świątyń ale właśnie współczesny kościół św. Franciszka z Asyżu (ul. Bohaterów Warszawy 21). Do niedawna był nieotynkowany. Jego struktura charakteryzowała się kakaowymi cegłami przez co całość wydawała się mocno historyczna. Jest dwuwieżowy z wydatną półkolistą częścią fasady nad wejściem głównym w której odznacza się wielkie i wysokie okno. Z daleka gdyby nie wieże przypominałby loft, który w nawie bocznej przepruty jest kwadratowymi mieszkalnymi okienkami. Dach świątyni przypomina nieco sławną kolegiatę Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Kartuzach bowiem przywodzi na myśl odwrócone wieko trumny.
Ostrołęka ma zresztą talent do wznoszenia budowli ceglanych które wyglądają jak dużo starsze i solidnie zabytkowe. Takim kolejnym przykładem jest Hala Handlowa „Kupiec” (ul. Kopernika 7) której powłoka to czysta ceglana rana. Fasada przepruta jest wysokimi na 3 ścian arkadami nad którymi wybite są malutkie kwadratowe okienka i wieńczący wszystko trójkątny tympanon. Konstrukcja zaakcentowana jest metalową zbroją balustrad. W okresie świątecznym ustawiane są tam choinki. W tym bywa, że pojawia się awangardowa w czerwieni.
Jeśli chodzi o zabytkowe świątynie to wyróżnia się też kościół św. Wojciecha (ul. I Armii Wojska Polskiego 44). Wybudowany został w 1890 roku pierwotnie spełniając funkcję cerkwi prawosławnej. Jest niewielki i wygląda jak kapliczka z bajek tysiąca i jednej nocy. Ma niski dach z którego wychodzą pięknie fryzowane wieżyczki, gdzie jedna jest oszklona, a druga z arkadowymi przestrzeniami z muszlowych attyk. Ma wydatne półkoliste okna. Poprzedza go piękny ogród z precyzyjnie popodcinanymi krzewami.
Na tej samej ulicy zalega pustostan po koszarach. Jest drewniany ugnieciony życiem i piętrowy. Deski powyginane są jak karoseria w wyeksploatowanym mołdawskim autobusie. Część wypiętrza się do góry inne opadają w dół. Do tego budynek poprzecinany jest szeregiem ceglanych wykuszy z ozdobną attyką. Takie architektoniczne połączenie niczym w kuchni mięsa z owocami.
Ciekawy jest fakt, że dwa najstarsze kościoły miasta najbardziej zwracają uwagę swoimi płotami niż bryłami. Kościół Narodzenia Najświętszej Marii Panny i św. Mikołaja z XIV wieku (ul. Szwedzka 2) otoczony jest niskim murowanym płotem z powielanymi co kilkadziesiąt centymetrów niszami. On sam zaś ma oszczędnie zdobioną tynkowaną skorupę. W czasie wojny wsławił się tym, że był warsztatem remontowym dla czołgów. Przy swoim kościelarium ustawione ma dwie figury: Jana Pawła II z 2006 roku i przepiękną na wydatnym 6-bocznym postumencie Matkę Boską z 1863. By polepszyć swój wizerunek w 1958 roku świątynia dobudowała sobie wolnostojącą dzwonnicę która tak została zaprojektowana że w niczym nie odróżnia się od bryły zasadniczej.
Jego największy konkurent kościół św. Antoniego Padewskiego z lat 1666-1696 (ul. Gomulickiego 1A) otoczony jest wysokim jakby dwudzielnym tynkowanym płotem. Dół parkanu jest gładki z kilkoma pilastrami, a potem przechodzi w węższą część naznaczoną kwadratowymi blendami. Miejsce tego połączenia uwydatnione jest małym dachówkowym daszkiem. Narożniki muru stanowią okrągłe wieżyczki osadzone na pozgartanej wydającej się biszkoptowymi taflami warstwie tynku. Wnętrze kościoła jest przebogato zdobione i utrzymane w tonacji burgundu i błękitu pruskiego. Dla samego połączenia tych kolorów warto jest tam wejść. Trzeba dodać, że nie zawsze tak było. W nocy z 13 na 14.III 1989 roku wnętrze świątyni uległo całkowitemu spaleniu. Pożoga była taka, że dzisiaj cały dzień byłaby newsem numer 1 w co półgodzinnych aktualizacjach programów informacyjnych.
Starówka Ostrołęki pełna jest bezodobnych małych domków ale między nimi powstawianych jest mnóstwo eleganckich betonowo szklanych plomb imitujących dorodne i rasowe wielkomiejskie kamienice. Mają nowoczesne wykusze i ryzality, a jedyną rzeczą zdradzającą, że nie są stare to ich schody. Nie kamienne, ale kafelkowe. Zazwyczaj właśnie schody są dla kamienic tym czym dla ludzi w dzisiejszych czasach dłonie. Można ukryć wiek twarzy ale nie ma jeszcze metody na zniwelowanie śladów upływającego czasu z ramion i dłoni. W przypadku kamienic nie ma sposobu na wyciosanie z kamienia porządnych schodów na których niejedna osoba mogłaby ostrzyć sobie noże czy nożyczki. Dzisiaj dominują kafelki które są śliskie na mrozie i śniegu i pękają pod wpływem zmian temperatur.
W czasach komunistycznych miasto miało jednak normalne kilkupiętrowe kamienice jak np. sławetna kamienica Ostaszewskich (skrzyżowanie 11 Listopada i Bogusławskiego), jednak zostały one zburzone ustępując miejsca wieżowcom.
Bardzo sympatyczny jest budynek Biblioteki Miejskiej (ul. Głowackiego 42) który cały opatulony jest w zaimpregnowane i pociemniałe drewniane sklejki. Wygląda jak dom wczasowy na obrzeżach Jeleniej Góry. Jest piętrowy z poddaszem i lukarenkami. Sąsiaduje z brygadą sześciu podobnych do siebie trójkątno-szczytowych kumpelek które chichrają się z domów o innych stylach myśląc, że ich jest najlepszy i jedyny właściwy. Jak u młodego pokolenia nie mają jeszcze szacunku do starszych budynkowych pokoleń. Ich szpaler co by nie pisać też jest fajny i całej ulicy nadaje lekko zakopiańskiego charakteru.
Ostrołęka była w latach 90-tych jednym z pierwszych miast w Polsce które otrzymało niezwykle nowoczesny na tamte czasy podwieszany most. Nosi on imię Madalińskiego i rozkracza się nad nurtem Narwi. Wygląda jak przepołowiona rakieta tenisowa z mnóstwem żyłek i półkolistym obramowaniem. Podobno wzorowany był na mostach linii kolejowej Bombaj-Kalkuta.
KONTAKT
Ostrołęka
Kostaryka
Rafał Cezary Piechociński
|