RYBNIK Z ŁUSKAMI ZABYTKOWYCH ZADASZEŃ I NAJPIĘKNIEJSZYMI CHODNIKAMI W POLSCE
Rybnik to oliwin konglomeracji śląskiej. Zawsze Śląsk i Zagłębie wydawały mi się jedną wielką czerwoną masą sygnatur miast na mapie. Taka zupa miejska wybełtana, wymieszana i zrobiona na krem. Nawet nie za bardzo chciało się zgłębiać poszczególnych wyróżników tych miejscowości bo dla kogoś z zewnątrz stanowiły jeden wielki plastelinowy twór. Ale zawsze na tym tle wyróżniał się Rybnik, oczko satelitujące wokół śląskiej pięści. Zawsze zwracał moją uwagę.
Podobała mi się też jego nazwa. Dziwne było dla mnie to, że jakieś miasto daleko od morza może mieć nazwę związaną z rybami. Nie myślałem wtedy, że jest coś takiego jak rybactwo śródlądowe.
W latach późniejszych Rybnik i jego czar wciąż powracał. To za sprawą nieposzlakowanej opinii. Gdy natrafiałem na wzmianki o Rybniku lub czytałem komentarze oceniające śląskie miejscowości, to bardzo często Rybnik był uwypuklany jako wyjątkowo ładne miejsce. Czyste i z zadbanymi zabytkami. Taką wizję siebie miasto to przez cały czas budowało w mojej głowie.
Wprawdzie pojawił się kiedyś mały zaciek na wizerunku za sprawą szpitala dla psychicznie chorych w których przetrzymywano niezgodnie z procedurami ludzi i leczono ich prądem, ale to nie mogło popsuć moje zachwytu nad Rybnikiem.
Kiedy w 2015 roku wjeżdżałem do niego po raz pierwszy w życiu zapamiętałem ciągnące się peryferiami leśne, zielone gąbki koron drzew, a o tym, że to już Rybnik mówiła tablica z nazwą miejscowości oraz przystanki komunikacji miejskiej na skraju roślinności. Każdy z nowoczesnymi tablicami informacyjnymi. Po raz pierwszy widziałem takowe na obrzeżach miasta.
Rybnickie autobusy są optymistycznie malowane. Może nie są nowe i można znaleźć wśród nich stare modele Jelczy, ale wszystkie są dwuodcieniowo-niebieskie. Góra autobusowego pancerza pomalowana jest na kolor jasnoniebieski podczas gdy dolna partia maźnięta paskiem błękitu pruskiego. Każdy pojazd ma fantazyjnie powyginane od szablonu numery taborowe.
Rybnik ma czerwonego kolosa. Bazylikę św. Antoniego, tak okazałą i wyeksponowaną na wzgórzu, że śmiało mogłaby obrać formę katedry, być siedzibą biskupa i całej diecezji. To najwyższa świątynia Górnego Śląska. U jej fundamentów zlokalizowana jest duma miasta, fontanna multimedialna która wybijając niejednostajnie wyplute odcinki wody, błyszczy niebiesko-czerwono-różowymi smugami i punkcikami. Otacza ją rozkrzyczana dziatwa z rodzicami którzy obserwują zjawisko z okolicznych murków. Bazylika widziana z głównych ulic miasta sprawia wrażenie co najmniej rekordowej katedry Najświętszej Marii Panny na Starym Mieście w Gdańsku.
To co należy uwypuklić i przybić do tablicy informacyjnej złotymi gwoździami to świetnie prosperująca Informacja Turystyczna. Nigdy jeszcze nie byłem w takim miejscu tak profesjonalnie i miło obsłużony. Nie dość, że otrzymałem wszystkie niezbędniki o mieście to jeszcze rozmawiałem z pracownicą autentycznie zdającą się być dumną z tego, że pochodzi z Rybnika. Rzucała ciekawostkami jak z rękawa i to nie tylko na bardzo turystyczne tematy.
Na mocnym poziomie stoi też promocja miasta. Jego ostatnie hasło reklamowe brzmi „Rybnik – miasto z ikrą!” Logo stanowi 5 wygiętych jakby po wyskoku z wody i ponownie lecących ku tafli wody ryb, każda w innym kolorze: niebieskim, żółtym, czerwonym, pomarańczowym i zielonym. Przy efektownie położonym na skarpie Teatrze Ziemi Rybnickiej znajdują się dywany kwiatowe w tym adres głównej strony internetowej miasta. Sama spłaszczono-klockowa bryła teatru z lat 1958-1964 przypomina mi warszawski zabytek Universus (Centralny Dom Handlowy Domu Książki). Teatr ma przed sobą oddech, przestrzeń i zatopione w wodnych kaskadach i kwietnych puszystościach schodowe terasy.
Rybnicki tort miejski pokrojony jest na kilka kawałków które jako dzielnice mają różne smaki. Ale co jeszcze ciekawsze mają też w sobie geograficzne ciekawostki. Mamy tam bowiem takie administracyjne indywidualności jak Meksyk i Maroko.
Rybnik to oczywiście miasto rond. Od zawsze zanim jeszcze ronda zaczęły być popularne w Polsce, w Rybniku królowały i były znakiem rozpoznawczym miasta. Nawet dla ludzi którzy nigdy nie mieli styczności z Rybnikiem informacja o rondach docierała za pomocą gazet. Podobno na chwilę obecną Rybnik rywalizuje pod względem ilości (42) drogowych obręczy ze Szczecinem.
Rybnik na jeden dzień to zdecydowanie za mało. Sam popełniłem ten błąd i skierowałem się do niego z myślą, że na chwilę. Oczywiście owładnięty urokiem miasta wyjeżdżałem z przeświadczeniem, że zaledwie liznąłem jego poszycie i miałem ogromny niedosyt. Wciąż było mi go mało. To tak jak próbować koktajl z mango i… poprzestać na jednym łyku bo ktoś zabrał już szklankę. Wróciłem.
Rybnickie akwarium, czyli jezioro Rybnickie jest ewenementem na skalę kraju bowiem panuje tam najdłuższy (IV-X) sezon żeglarski w Polsce. Ale to nie koniec zaskoków bowiem akwen kryje pod swoją wodną kotarą przeróżnych mieszkańców, egzotycznych, legendarnych i dzikich. W 2010 roku łowiono tam piranie, potem przez długie miesiące podawano plotkę, że ktoś wypuścił krokodyla. Było niemal jak w filmowym amerykańskim miasteczku Lake Placid, kiedy ludzie ostrzegali się wzajemnie by nie podchodzić zbyt blisko brzegu. Niedawno ktoś nakręcił filmik z przecinającym taflę wody ogonem rekina. Wytłumaczono, że to prawdopodobnie tołpyga.
Rybnicki rynek to klub osobowości. Pierścieniują go różnorakie kamienice, wysokie i niskie, smukłe jak modelki i grubo-pękate niczym sławne słupskie „grubasy”. O płaskich, stromych lub nasrożonych dachach, niektóre zwieńczone tympanonowo, inne wyzywające ozdobami. Każda różna. Nie ma w nich jasnego przewodniego motywu architektonicznego. W garniturze urbanistycznym rynku jest nawet plomba która skutecznie wtopiła się i zespoliła w masę. Jest wśród nich też ratusz który wyróżni się 5-kondygnacyjną wieżą i metalowym wysokim latarniowym hełmem. Centralną część rynku stanowi fontanna Jana Nepomucena. Ma przerośnięte w stosunku do samej figurki świętego kielich i podstawę. Woda tryska schowanymi w murze tryskawkami oraz przeskakuje z góry przez podwieszony basenik. Posągowi towarzyszą zaś wszędobylskie gołębie.
Niedaleko rynku w sąsiedztwie neogotyckiej poczty przycupnął Urząd Miejski. Zabytkowy i niezabytkowy. Trzon stanowi postura z podcieniami i z tympanonem wsparta na 6 pilastrowych pseudokolumnach. Do tego dostawiona jest dobudówka z oszklonymi ścianowymi połaciami, zegarem bez cyfr i biegnącymi przez 3 kondygnacje żebrowymi filarami.
Rybnicki barokowy Zamek Piastowski w niczym nie ustępuje wyglądem Zamkowi Lubomirskich w Rzeszowie. Jest tak samo okazały, wielkogabarytowy, z nonilionem detali i w otoczeniu zieleni. Położony na placu Kopernika zawiera w swych czeluściach Sąd Rejonowy.
Rybnik może być śmiało nazywany perłą neogotyku. Prócz bazyliki zwiedzających otumania swym pięknem Starostwo Powiatowe z 1887 roku. Wyglądem niczym nie ustępuje zabudowaniom dworcowo-pocztowym Gdańska Głównego. Odznacza się sterczynami i ozdobnymi nadokiennymi, cementowymi kluczami, które kontrastują z czerwienią ścian. Zadaszenia ujęte są w ozdobnie kute balustrady, a narożna wieża zwieńczona spiczastym zakończeniem. Budynek leży w sąsiedztwie dworca, Zamiejscowego Sądu Okręgowego z największą ilością herbów Polski na metr kwadratowy (niemal w każdym oknie) oraz placu Armii Krajowej z bordowym biurowcem typu Lipsk i komendą Policji.
Gdyby ktoś nie był jeszcze znokautowany rybnicką bazyliką, miasto ma dobitkę w postaci barokowo-klasycystycznego kościoła Matki Bożej Bolesnej. Do początku XX wieku był on głównym kościołem miasta i często określany jest jako stary kościół. Jest jednonawowy z kopulastym hełmem. Cały korpus szary z łososiowymi krawędziami i seledynem blachowego pancerza dachu. Przed wejściem na wydatnym filarze kolejna figura świętego Jana Nepomucena, tym razem otoczona cementowym płotem z tralkami.
Przy północnej końcówce placu Wolności, na ulicy Łony nagle robi się wąskie gardło którym miasto przełyka jesienią mgłę. Kamienice z obu stron jezdni niemal stykają się balkonami, a całość przypomina nie 140-tysięczną aglomerację tylko zachodniopomorski Sianów z jego ozdobnymi kamieniczkami na przelotówce. Ta ulica jest trochą jak krajówka w Ciechanowie. Sznur samochodów i wrzawa przecinają miasto na pół, z jednej strony klaster domów z bazyliką i teatrem, z drugiej ratusze, rynki i place. Zwężeniem często dudnią sunąc powoli ciężarówki i wielotonowe autobusy. Bywa, że posuwają się z prędkością 10 km/h przystając i tarasując część pasów.
Na północ przy ulicy Gliwickiej rozciąga się Park na Górce w którym zlokalizowany jest kościółek akademicki Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Od strony ulicy ogranicza go wysoki kamienny pobryzgany wiciokrzewem płot przypominający zaułek w Szkocji. Kościół jest zachowanym prezbiterium dawnej świątyni farnej. Do 1975 roku służył jako kaplica cmentarna. Nad wejściem głównym w niszy ustawiona jest figurka świętej z dzieciątkiem.
Moim ulubionym rybnickim zabytkiem jest Kaplica św. Juliusza w Zespole Szpitalnym Juliusz. Nazwa wzięła się od jego projektanta Juliusza Rogera. Niestety piękność czeka, czeka aż ktoś weźmie czarodziejski patyk i przemieni ją ponownie w śliczne architektoniczne stworzenie. Dzisiaj stoi zasłonięta przez drzewa, a jej łuski dachowych płytek są rozkradane przez złomiarzy. Trochę tak jak Kopciuszek przy wymuskanych nieopodal Starostwie Powiatowym, Sądzie Okręgowym i dworcu.
Na koniec czeresienka. Rybnik płytkami chodnikowymi stoi. Na rynku znajduje się kostka ułożona w kształty wielkich szarych kwadratów, ale są też starsze chodniki w mieście które sprawiają wrażenie trójwymiarowych ! Mają formę normalnych płytek z zaznaczonymi obrzeżami i pustym środkiem. Obramowania nadają im wypukłości, a efekt całego ułożonego chodnika jest fantastyczny. Nigdy w żadnym mieście w Polsce nie widziałem tak pięknych chodników.
KONTAKT
Rybnik
Kostaryka
Rafał Cezary Piechociński
|