WŁOCŁAWEK – PIĘKNA, JEDNA Z ULUBIONYCH BROSZEK WISŁY
Niejednokrotnie miasta promowane są przez ludzi lub twórczość. Wtedy taka reklama ma najsilniejszą siłę rażenia bo zapada w pamięci poszczególnych grup społecznych które niekoniecznie lubią wyjeżdżać z plecakami i odkrywać historię. O Włocławku śpiewa się piosenki. Najbardziej znana to kobranockowa z „Kocham Cię jak Irlandię” z wydanego w 1990 roku albumu „Kwiaty na żywopłocie”. Muzyczne akcenty są też poprzez byłą prezenterkę stacji telewizyjnej Viva Justynę Kozłowską, która urodziła się we Włocławku i często w wywiadach podkreślała związki emocjonalne z tym miastem.
Włocławek może się też poszczycić, że urodził się w nim noblista! Chodzi o Tadeusza Reichsteina, który otrzymał nagrodę w 1950 roku w dziedzinie chemii. Opracował on syntezę witaminy C oraz wyodrębnił 26 produkowanych przez nadnercze hormonów.
Włocławek przez wiele osób mylony jest z Wrocławiem. Miałem też znajomą która była przekonana, że powinno się wymawiać Wrocławek. Ze względu na jego pieszczotliwą nazwę wiele osób myśli, że jest to małe miasteczko. Mnóstwo ludzi kojarzy go z drogą krajową, która przy wjeździe do miasta od północy była dziurawa jak ser szwajcarski. Zawsze przejeżdżając nocą autobusem budziłem się na tych wertepach i przez to wiedziałem gdzie jesteśmy.
Włocławek to moja młodzieńcza fascynacja. Gdy jako uczeń szkoły podstawowej dostałem reliefową mapę na ścianę polubiłem wypatrywanie różnych miast, czytanie o nich, zapamiętywanie ich nazw. Włocławek wówczas był moim numerem jeden. Było to pierwsze miasto jakie wybrałem sobie na swoje ulubione. Moja pierwsza realna styczność z Włocławkiem przypadła na lata 80-te gdy z wycieczką przejeżdżaliśmy jego arteriami. To co zapamiętałem to autobusy na których były charakterystyczne pisane ogromną czcionką napisy WPK Włocławek.
Włocławek kojarzy mi się też z opowieściami mojej licealnej nauczycielki historii która pochodziła z tego miasta i często opowiadała o niegdysiejszych jego żydowskich dzielnicach. Dzięki niej wiedziałem, że Włocławek nie jest jakąś małą osadą w której nie było historii.
Zaskakująco duża liczba ludzi kojarzy Włocławek z tamą i miejscem śmierci Jerzego Popiełuszki. Sama tama jest dla niektórych bombą zegarową. Uwielbiają snuć apokaliptyczne wizje jej przerwania i zalania całej powierzchni grodu.
Włocławek jest najpiękniejszy gdy wjeżdża się do niego od strony osiedla Szpetal. Poukładane jest ono z jednorodzinnych domków które często wspinają się na skarpy jak w spalonej słońcem Kalifornii. Niektóre z tych posiadłości są bardzo wypielęgnowane i posiadają charakterystyczne płoty z wysokim fundamentem. Do wielu wytyczone są rumoszowe podjazdy.
Wjeżdżając na włocławski wzniesiony pierwotnie w 1937 roku most Edwarda Śmigłego Rydza ma się wrażenie przedostawania się do kompletnie innego miasta. Nikt nie spodziewa się, że Włocławek może mieć taki zadbany, piękny most. Jest mało rozreklamowany i nie ma o nim żadnych wzmianek w programach podróżniczych. Ma ozdobną kratownicowo-stalową posturę przypominającą rozwieszone między filarami choinkowe łańcuchy. Nocą podświetlony jest na zielono-bursztynowo. Przed mostem powinny być ustawiane tabliczki ostrzegające turystów, że za chwilę będzie widok który sprawi, że będzie się miało szeroko otwarte z zachwytu usta. Włocławek na dzień dobry nokautuje podróżnego wręcz przesytem historycznych budowli, zabytkowych murów i wielkich kamienic. Żadno miasto prócz Grudziądza nie ma tak efektownego wjazdu.
Wraz z wkroczeniem na drugi brzeg Wisły szybko okazywało się czyje to terytorium. Obszar opanowały Katedra i najstarszy kościół św. Witalisa z ołówkowo-metalową wieżą. Jako pierwsze podbiegają do zdezorientowanego turysty by mu się przyjrzeć. Niemal ściskają go czerwonymi ścianami. Wielkie ceglane konstrukcje są jak ekrany na niebie bowiem przejeżdżając blisko nich wydają się jakby stały tuż przy chodniku i górowały nad samochodami. Gdy ruch uliczny zatrzymują światła można obserwować zakamarki, nisze, schodkowe kształty przypór i doszukiwać się na nich ceglanych hieroglifów.
Katedra jest dwuwieżowa nastroszona sterczynami jak jeż. Jest jedną z najwyższych świątyń w Polsce. Przylega kuperkiem do ulicy i chwali się doklejoną, wyglądem przypominającą szkatułę kapliczką z kamiennymi narożnikowym boniowaniem. Jeśli poczuje się tam zapach piernika to nie przypadek bo miejsce to jest naznaczone przez Kopernika. Był on związany z pobliską szkołą katedralną, na katedrze umieszczony jest jego zegar słoneczny, a przy jej cielsku ustawiono pomnik mu poświęcony.
Moim ulubionym miejscem we Włocławku jest rynek, który wygląda tak jakby ktoś poprzestawiał znajdujące się na nim domy i kamienice. To co rzuca się na nim w oczy to przestrzeń oraz spokój. Nie ma samochodów, nie ma przechodniów. Tak jakby serce miasta ktoś położył na strych i o nim zapomniał. Odłożone na bocznicy zarekwirowane zostało przez mieszkańców okolicznych kamieniczek i domów. Jest jak korona z której z biegiem czasu poodpadały kryształy i jedynie w dwóch miejscach zachowały się kolorowe klejnoty. Chodzi o dwie kamieniczki które charakteryzują się wielkimi uszami. Tak uszami. Mają przesadziste boczne attyki w kształcie spiral które do złudzenia przypominają uszy słonia. Stoją obok siebie i niczym dwoje staruszków na balkoniku w Muppet Show komentują co dzieje się na scenie rynku.
Ta część miasta przypomina komórkę w której ktoś zgromadził zepsute zabawki czekające swoich lepszych czasów. Takie które już ktoś uznał za mało atrakcyjne by stały w centrum. Stoi tam też jednonawowy kościół św. Jana Chrzciciela z wieżą z bulwiastym hełmem, latarenką i bocznymi kaplicami. O jego istnieniu turysta dowiaduje się przypadkowo, bo jest na samym końcu deptaka - ot taka nagroda dla wytrwałych. Niewielki, zgrabny i lokalny. Tak jakby poddał się i nie chciał już rywalizować. Swoimi kształtami przypomina… ślimaka. Ma się wrażenie jakby sunął po placu ale się zagapił na Wisłę i… nie pamiętał już gdzie szedł.
Włocławskie XIX-wieczne bulwary są uporządkowane i niedoceniane. Obok Konina to moim zdaniem jedyne miasto które ma tak przyjazne ciągi spacerowe i jest otwarte na swoją rzekę. Chyba tylko we Włocławku bulwary są panoramą dla mieszkańców. Zazwyczaj do takich miejsc przylegają tereny przemysłowe albo zabytki. Władze różnych miast wysiedlają mieszczan by w miejscach ich domów budować centra rekreacyjne i widowiskowe lub wypasione apartamentowce dla elit. We Włocławku bulwary należą do ludzi. I wcale nie tych najbardziej zamożnych. Tu swoje fasady mają zwykłe kamienice i domki.
Osobną włocławską osobowością jest tzw. czarny spichlerz. Szachulcowy, mały z wysokim dachem wygląda jak skrzat. Schowany przy cichej uliczce w sąsiedztwie warsztatów samochodowych jest zabytkowym uszymełkiem który jak kameleon lubi wtapiać się w otoczenie i udawać swojaka. Tymczasem jest to persona nie byle jaka. Taki włocławski tajniak który lubi obserwować szukających go turystów i decydować czy się im odsłoni czy sprawi że zrezygnowani wrócą z kwitkiem do domu. Piękny jest i widać w nim czarne podniebienie desek ;-)
Drugim włocławskim fircykiem jest tzw. Bursztynowy Pałac. Budowla położona w atrakcyjnym parku z wyglądu przypominająca pałace z najbardziej smakowitych okresów kulturowych. To architektoniczna dama której wieku trudno określić, a skoro dam nie pyta się o metrykę każdy myśli że to wiek odległy, przynajmniej XIX. Tymczasem jak na dobrą aktorkę przystało pałacykowa bryła ledwo 18-kę przekroczyła… Jest dziełem włocławskiego biznesmena Krzysztofa Grządziela, który poświęcił ją pamięci swojej mamy. Budynek jest 5-kondygnacyjny z zaakcentowanymi dwoma bocznymi ryzalitami oraz podcieniowym wejściem głównym na którym za pomocą trzech wysokich kolumn opiera się trójkątny tympanon z napisem „w hołdzie mojej i wszystkim matkom”. W bajecznym ogrodzie z figurami i fontannami rosną sobie rododendrony.
Nie wszystkie zabytki są na wybiegu w centrum miasta. Kilka zostało relegowanych na obrzeża. Tak było z kościołem św. Stanisława który zasymilował się z dzielnicą Południe i woli towarzystwo blokowego architektonicznego pospólstwa niż zabytkowych salonów miasta. Neobarokowy chociaż z wyglądu pasuje bardziej jako oryginalny barokowy. Korpus powstał jeszcze przed wojną, a reszta elementów na przełomie lat 40/50. Otynkowana, pobielona biała dama wyróżnia się okrągłą wieżą z ozdobnymi kartuszowymi niszami jak w batyskafie. Rozmnaża się ona przez pączkowanie. Pełno na niej przylegających do głównej nawy sterczyn i kapliczek.
Gdy przecina się Włocławek nie widzi się zabytków. To co zwraca uwagę to np. dużych rozmiarów cmentarz, (który nocą nawet w normalne dni jest migający tysiącem światełek, które nikną i pojawią się w miarę przesłaniania ich przez drzewa) i wielkie wieloklatkowe wieżowce które są jak miejskie paletki do gry w tenis stołowego. Kto wie, może ciągle bawią się w odbijanie od siebie porywów wiatru. Jeśli ktoś obudzi się nocą na wysokości włocławskich zakładów azotowych oniemieje. Konstrukcja jak z kosmosu z milionem światełek i metalicznym połyskiem. Tak jakby na ziemię wylądowało UFO. Nieziemski widok.
KONTAKT
Kostaryka
San Jose
|